Między dwoma morzami - Robert Sołtysik Supermarket - dodatek do Gazety Stołecznej
Nieopodal Bordeaux, wokół ruin benedyktyńskiego opactwa La Sauve Majeure, niegdyś ważnego przystanku w drodze pątników do św. Jakuba z Compostelli, rozpościera się wielki winiarski region Entre-deux-Mers, czyli Między Dwoma Morzami.
W istocie chodzi o dwie rzeki - Garonnę i Dordonię. Wina Entre-deux-Mers, białe, bo tylko takie mają prawo do apelacji (nawet jeśli czerwonych wyrabia się tu przeszło trzykrotnie więcej i jest tam największe w całym Bordeaux skupisko tzw. małych chateau), zamarzyły mi się podczas tegorocznych wakacji między dwoma polskimi morzami - Bałtykiem i Zatoką Pucką.
Ryby smaży się tu wyśmienite, pogoda akurat w drugiej połowie sierpnia nie dopisywała (to łagodne określenie na strugi deszczu, które Dębki zamieniły w piątek 13 w błotne bajoro), ale godziwego wina... ani śladu. Na sklepowych półkach straszą różnej maści słodkie wynalazki, Sophia może tam uchodzić za szlachetną odmianę. Słowem - do czary goryczy związanej z deszczową pogodą doszła kolejna - winna posucha.
Och, śniły mi się warszawskie sklepy, półki uginające się pod butelkami wspaniałych trunków. Przypomniały mi się nad Bałtykiem narzekania właścicielki Bombonierki z Filtrowej, że "pewnej sierpniowej niedzieli było tylko dwóch klientów, niech się już te wakacje kończą".
Tymczasem w sklepach od Pucka po Białogórę (Hel wyłączając, bo tam, niestety, nie zdołałem dotrzeć), choć klientów potencjalnych mrowie, panowała winna czarna rozpacz.
I biadoliłbym pewnie do końca wakacji, gdyby nie udana wyprawa do restauracji w Sasinie (rezerwacja na dobę naprzód, polecam kaczkę, ale najwyżej pół porcji).
Tam z mądrze ułożonej karty win, autorstwa znanego warszawskiego sommelier Bernarda Porowskiego, wybrałem czerwone (było jednak chłodno) "małe" bordoskie Chateau LaGardera, Cordier, rocznika 1995, za okazyjną wręcz jak na restaurację cenę 60 zł za butelkę.
Byłbym jednak wobec Wybrzeża niesprawiedliwy, gdybym nie wspomniał, że miłośnicy wina mają tam szansę zaopatrzenia się w wyśmienite trunki, np. w sklepie winnym Festus, w kompleksie handlowym Klif u wrót Gdyni. Znalazłem tam wyśmienite Entre-deux-Mers po zaledwie 35 zł. Dopiero po powrocie do Warszawy znalazłem to, co między morzami najlepsze. Za lidera apelacji uchodzi Chateau Bonnet, od wielu lat własność winiarza z charakterem Andre Lurtona. Na etykiecie umieszcza on dużymi literami swoje nazwisko - rzecz niezwykle rzadka - bo ono określa charakter wina bardziej nawet niż nazwa zamku, których pan Lurton ma kilka, głównie w regionie Graves. Nie jest on powszechnie lubiany, bo ponoć charakter ma onfliktowy, ale w Bordeaux nawet jego wrogowie przyznają: Lurton robi świetne wino. Entre-deux-Mers powstaje z trzech szczepów: Sauvignon Blanc, dającego winu owocową świeżość, Semillon (szkielet) i w mniejszym stopniu Muscadelle (złożoność zapachu i smaku). Do wyrobu Chateau Bonnet soku z pierwszych dwóch szczepów Lurton bierze po 45 proc., na ostatni rezerwując 10 proc. Podczas degustacji trunków Entre-deux-Mers w La Sauve Majeure wyróżniało się Chateau Bonnet, 1998 ładnym jasnożółtym kolorem, nos miało owocowy (zielone jabłka), a smak - wyważony i bardzo przyjemny. Im rocznik starszy (dłużej niż trzy lata tego wina jednak bym nie składował), tym świeży atak mniej dominujący, za to wydobywają się nutki owoców, także egzotycznych. Byłoby znakomite z wysmażoną bałtycką flądrą. Ale nad Bałtykiem go nie było.